Róża
- Hej proszę pana!
Zatrzymał się zdziwiony i rozejrzał wokół.
- Na drzewie. Niech pan spojrzy na drzewo, jestem u góry!
Podszedł bliżej. Gęste, zielone listowie, z którego dobiegał głos, nie pozwalało dojrzeć osoby, która go wołała. Podszedł więc pod sam pień drzewa i zadarł głowę do góry. Dopiero teraz dostrzegł dwie nogi zwisające z gałęzi, dziecięcą twarz spoglądająca w dół i drobną dłoń machającą mu na powitanie.
- Co ty tam robisz, dziecko. Spadniesz i zrobisz sobie krzywdę — mówiąc to, spojrzał na zegarek.
- Dokąd się pan tak spieszy?
- Mam bardzo ważne spotkanie, nie mogę się spóźnić. Właściwie to po co mnie wołałaś?
- Chciałam z kimś porozmawiać. Przechodziła tędy starsza pani, ale chyba nie słyszała, jak ją wołałam, bo poszła dalej.
- Proszę cię, zejdź z tego drzewa, bo zrobisz sobie krzywdę!
- Już pan to mówił.
- Po co ty tam w ogóle weszłaś?
- Żeby być bliżej gwiazd.
- Zwariowałaś? Przecież teraz nie ma gwiazd, jest ładny słoneczny dzień.
- Nic pan nie rozumie. Wy dorośli tak wszystko musicie komplikować.
- Dobrze, dobrze nie mądruj się tak. Lepiej zejdź z tego drzewa, bo naprawdę nie mam czasu, spóźnię się na pociąg.
- Na ten pociąg może się pan spóźnić, będzie przecież następny.
- Aleś ty przemądrzała. Schodzisz, czy mam dzwonić po policję?
- Nie mogę zejść, a pan może dzwonić albo wejść tu do mnie na drzewo. Jak pan chce, bo ja na razie nie zejdę.
- A kiedy zejdziesz?
- Zejdę, jak będzie już po wszystkim.
- Co to znaczy: jak będzie już po wszystkim? Nie wiem o co ci chodzi, ale zaraz tam wyjdę do ciebie, chyba że zejdziesz sama.
- Ależ proszę, niech pan tu do mnie przyjdzie, miejsca jest dużo, zmieścimy się oboje i popatrzy pan sobie na miasto. Stąd jest piękny widok.
- Sama tego chciałaś — odparł mężczyzna zdejmując marynarkę. Po chwili wspinał się na drzewo. Szło mu to niezbyt sprawnie, ale o dziwo, zaczęło mu to sprawiać przyjemność.
- Nie jestem przecież taki stary — pomyślał — czterdzieści lat to przecież średni wiek. W tym wieku mężczyźni robią różne dziwne rzeczy, więc dlaczego nie mogę wejść na drzewo. Tylko żeby mi ktoś walizki nie ukradł.
- Ależ pan się wlecze. Pan już jest taki stary, że nie powinien pan chodzić po drzewach.
- No, no. Nie pozwalaj sobie smarkulo, wcale nie jestem stary.
Powoli, uważając, gdzie stawia stopy, wspinał się. Po chwil był na górze. Od dziewczynki dzieliło go tylko kilka gałęzi.
- A teraz młodziutka, schodzimy powoli - usiadł niepewnie na grubej gałęzi i z lękiem spoglądał w dół.
- Niech się pan nie boi. Jak już pan tu wyszedł, niech pan popatrzy na miasto, jaki piękny widok.
Spojrzał i rzeczywiście, widok był piękny. Miasto położone w niewielkiej dolinie, te domy i ulice, które znał tak dobrze, teraz wyglądały nieco inaczej, jakby majestatyczniej. Wieża kościoła strzelała w niebo, bloki jakby przykucnęły, zdziwione swym wzrostem.
- No rzeczywiście ładny widok, ale po co ty tu wyszłaś, możesz mi powiedzieć.
- Często tu przychodzę, bo lubię to drzewo. O, pana pociąg właśnie wjeżdża na stację, widzi pan - pokazała palcem w kierunku stacji, gdzie właśnie wtaczał się pociąg.
Spojrzał nerwowo na zegarek i wykrzyknął:
- Cholera, to mój pociąg. Przez ciebie się spóźniłem na bardzo ważne spotkanie.
- E tam. Może nie aż tak ważne, jak się panu wydaje.
- Co ty możesz o tym wiedzieć. Schodzimy na dół i to szybko. Może jeszcze uda mi się dogonić ten pociąg. Chodź szybko.
- Kiedy mnie tu dobrze i nie chce nigdzie stąd iść.
- Słuchaj, jak ty masz w ogóle na imię?
- Róża, a pan?
- Marek. Słuchaj Różo, skończmy tę zabawę i zejdźmy już na dół.
- Ależ to nie jest żadna zabawa. Panu się tak wydaje, ale później pan to wszystko zrozumie.
- Dobra, nie wiem o co ci chodzi, i pytam po raz ostatni, schodzisz, czy mam ci pomóc.
- Nigdzie się stąd nie ruszam, a panu radzę to samo.
Zdenerwowany Marek wstał, postawił stopę na sąsiedniej gałęzi i powoli przeniósł na nią ciężar ciała. W tej chwili usłyszał trzask i poczuł, jak spada. Zdążył jeszcze pomyśleć, że teraz to już na pewno nie zdąży na pociąg.
☆☆☆
Powoli otworzył oczy i zamiast spodziewanej zieleni drzewa i błękitnego nieba ujrzał biały sufit.
Przy łóżku siedziała Weronika, jego żona.
- Gdzie ja jestem?
- W szpitalu. Miałeś wypadek.
- Jaki wypadek?
- No właśnie. Czy możesz mi wytłumaczyć, co ty robiłeś na tamtym drzewie? Przecież szedłeś na pociąg, a nie, żeby się wspinać po drzewach. Z drugiej strony to dobrze, że nie pojechałeś tamtym pociągiem, bo mogłoby być dużo gorzej. Gdybyś do niego wsiadł i zajął miejsce, które miałeś wykupione, prawdopodobnie już by cię nie było. Pociąg się wykoleił i zginęło wiele osób.
- O czym ty mówisz?
- O katastrofie kolejowej pociągu, którym miałeś jechać, ale nie wiadomo czemu zamiast tego wspiąłeś się na drzewo i z niego spadłeś, łamiąc sobie rękę.
- A co z dziewczynką?
- Z jaką dziewczynką? Tam nie było żadnej dziewczynki.
- Kto mnie znalazł, kto powiadomił pogotowie w takim razie?
- Jakaś starsza kobieta przechodziła tamtędy i cię znalazła. Chyba to ona zawiadomiła pogotowie.
☆☆☆
Kilka tygodni później, biznesmen Marek udał się pod drzewo, na którym spotkał Różę, licząc na to, że znów ją tam zobaczy, lecz tylko ptaki śpiewały skryte wśród gałęzi. Przewiesił aparat przez ramię i powoli zaczął się wspinać, aż do tego miejsca, gdzie ostatnio spotkał dziewczynkę.
Spędził tam kilka godzin, zrobił wiele zdjęć miasta i podjął ważną decyzję. Nadszedł czas, aby zwolnić tryb życia. Osiągnął już wiele, ma stabilizację finansową i tak naprawdę był już zmęczony tą ciągłą gonitwą, pogonią za uciekającym królikiem, za mamoną. Czas na zmiany.
☆☆☆
Napisał do mnie kilka dni temu z prośbą o pomoc, dlatego zamieszczam ten tekst na moim profilu.
Poszukiwał Róży przez kilka miesięcy, lecz nadaremno. Dopiero przygotowując się do wyjazdu do Gruzji, natknął się przez przypadek na historię Róży.
Planował podróż pociągiem z rodzinnego miasta, aż do stolicy Gruzji, Tbilisi i napisanie książki z opisami historii stacji kolejowych, znajdujących się na trasie, oraz własnymi fotografiami. W tym celu wertował internet w poszukiwaniu informacji.
Zaczynając od rodzinnego miasta, przeczytał o 10-letniej dziewczynce, Róży, która zginęła na torach, ratując dziecko, które bawiąc się w berka, spadło z peronu.
Róża, widząc nadjeżdżający pociąg, nie zastanawiając się ani chwili, skoczyła na ratunek. Zdążyła złapać dziecko, odepchnąć je na bok, tym samym ratując mu życie, lecz sama zginęła pod kołami pociągu.
Ta historia wydarzyła się w 1962 roku.
Teraz dopiero sobie przypomniał, że ta dziewczynka spotkana na drzewie, była ubrana w sukienkę jakby z innej epoki.
Teraz próbujemy odszukać rodziny zapomnianej bohaterki. Może ktoś coś wie?
Tymczasem szykuję się do wyjazdu. Jutro zaczynam podróż do Gruzji.
Manuel del Kiro
Dodaj komentarz